niedziela, 9 listopada 2014

2. Pierwszy uśmiech.

                                                                   ✷✷

Kolejna notatka! Mam nadzieję, że się wam spodoba.

                                     ✷✷
Dormitorium Huncwotów pogrążyło się w śnie dopiero o 3 nad ranem. Głębokie oddechy mogłyby zmusić do zaśnięcia każdego. Ale nie Rogacza.
     - Wstawaj leniu!- usłyszał Syriusz. Gdy tylko otworzył swoje szare oczy ujrzał Jamesa wypowiadającego formułkę  "Aquamenti". Po chwili Glizdek wrzeszczał na przyjaciela:
   - Powaliło Cię? Przez Ciebie jestem cały mokry! Moje czekoladowe żaby TEŻ!- wyładowywał swoją złość na Jamesie Peter.
   - Wiecie, co dzisiaj jest?
  - Hm... No niech zgadnę... Ranek?- odpowiedział z kpiną w głosie Łapa. Jego huncwocki uśmiech nie schodził mu z twarzy.
  -Dziś przyjeżdżają Lily, Selma... I ta Mary...- powiedział z ochrypniętym głosem Remus.
  - A, no tak... Zapomniałem...- wyjęczał Peter.
                                                                            ✷✷
  Huncowci weszli pewni siebie (cóż za nowość?!) do Wielkiej Sali. Swoimi chytrymi uśmiechami pozdrowili każdego z profesorów. Co drugi przyglądał im się podejrzliwie. Tylko Dumbledore uśmiechnął się do nich.
  - Mamy nasz zguby!- zaczął - Jak pewnie wiecie, dziś jest pierwszy wyjazd do Hogsmage. Uczniowie piątych klas mają zebrać się przy wejściu o godzinie dziewiątej. A teraz... Smacznego!- ledwo co dopowiedział ostatnie słowa stół był już bogato ozdobiony. Peter chwycił: dwa naleśniki, cztery porcje lodów, pięć tostów i miętówkę. Remus zjadł dwa tosty, podobnie jak Łapa. Ale James jakoś nie palił się do jedzenia.
  -James, co jest?- spytał Łapa, patrząc razem z Lunatykiem na przyjaciela.
  - Nic...- mruknął w odpowiedzi.
  - Taaa... Jasne... Patrz, bo uwierzymy. Dobra, nie chcesz mówić to nie, ale weź coś chociaż zjedz, ok?- Remus spojrzał jeszcze błagalnym wzrokiem na Rogacza. Podziałało. James chwycił jednego tosta i zaczął go mielić w ustach.
  -Lepiej już chodźmy.. Zostało pół godziny!- Syriusz już wstawał, tylko Peter się sprzeciwił.
-Nie najadłem się- wrzasnął, ale grzecznie poczłapał za trójką przyjaciół. Dziewczyny odprowadzały ich swoim wzrokiem.
                                                                          ✷✷
- Czarny czy niebieski?
- Co ty się tak stroisz?! Ach.. No tak... Lily- odrzekł z powagą Łapa, bowiem James już pięć minut przymierzał koszulę.
- Chodźmy już, zostały dwie minuty- zauważył Remus. Wyszli w pośpiechu i jak na skrzydłach polecieli do wyjścia.
                                                                       ✷✷
 Huncwoci chyba jeszcze nigdy się tak nie wystrolili- nie widzieli dziewczyn dwa miesiące! Łapa założył ciemne spodnie, czarny płaszcz i szal Gryfonów. Rogaś miał na sobie szare spodnie, czarną koszulę i szarą kurtkę. Do tego ciemne trampki i szal w barwach jego domu. Glizdogon założył ciasno zapiętą, czarną kurtkę, czarne spodnie i białe trampki. Lunatyk był ubrany w czarny płaszcz, tego samego koloru spodnie, białą koszulę, białe trampki i szalik Gryfonów. Wszyscy byli wniebowzięci- och szeroki uśmiech bił na kolana wszystkie dziewczyny, które tylko minęli. Tylko Remus był jakiś przygaszony, mimo to się uśmiechał. "Jak ona polubi wilkołaka? Bzdury. Wcale nie polubi. To w ogóle cud, że mam przyjaciół"- myślał Lunatyk. James cały czas powtarzał w myślach "Lily! Lily! Lily", a Peter myślał tylko o tym, żeby być jak najbliżej Pubu Pod Trrzema Miotłami. Szli tak może z dziesięć minut, gdy dotarli do Hogsmage.
-Ciekawe, gdzie są?- zaczął niepewnie Rogaś. Żaden z nich nie znał na to odpowiedzi. Nie umówili się w jedne, konkretnie miejsce. Bardzo tego żałowali.
- Nie wiem. Najwyżej spotkamy je po drodze, tyle.- powiedział z wymuszoną obojętnością w głosie. Tak naprawdę przejmował się chyba bardziej niż James.
- Chodźmy może najpierw to biblioteki, po te książki o animagii, a później zobaczymy- zaproponował nieśmiało Remus. Chłopcy obojętnie pomachali głowami. Ruszyli więc w stronę biblioteki.
                                                                            ✷✷
-Tu jest... "Animadzy- ukryte zwirzeta". To ta, prawda Luniek?- James wyciągnął ręke z książki w kierunku przyjaciela.
-Tak, na pewno... Pójdź z nią do bibliotekarki, my pójdziemy na zewnątrz, ok?- Remus niemal wyszeptał ostatnie słowa, Rogaś pokiwał głową, a oni po chwili byli już na dworze. Ulice były bardzo tłoczne- gdzieniegdzie można było dostrzec szaliki Gryfonów, lub innych mieszkańców innych domów... Np. Ślizgonów...
Gdy Syriusz ujrzał Smarka wraz z Malfoyem, zapomniał o wszystkim. Już zmierzał ku nim, gdy za sobą usłyszał głos:
-Nie warto, Łapo.- był to James. Najwyraźniej wyszedł już z biblioteki.
-Rogaś, no co ty? Ale, nich Ci będzie...- powiedział zrezygnowany Syriusz i wrócił do przyjaciół.
                                                                              ✷✷
-Byliśmy już w bibliotece, Pod Trzema Miotłami, w lodziarni... Gdzie teraz?- powiedział Peter.
-Do Zonka- odparli wszyscy trzej.
Byli już w połowie drogi, gawędząc przy okazji o sumach, gdy ktoś z tyłu krzyknął:
-Uwaga!
Wszyscy nagle się rozstąpili, tworząc przejście. Coś przebiegło z prędkością światła. Natomiast światłem na pewno nie było. Było ogniem. Posiadało pysk, długą grzywę i cztery łapy. Ale to wszystko stanęło w płomieniach. Wszyscy krzyczeli w przerażeniu na widok tego czegoś. Lwa w płomieniach.
James z Syriuszem nagle, niczym poparzeni, odskoczyli od siebie. Rogaś wpadł na Petera, a Syriusz na Remusa. Zwierzę przebiegło między nimi, podpalając tym samym płaszcz Syriusza i sznurówki Jamesa. Wykrzyczeli tylko " Aquamenti" i ogień zniknął. Popatrzyli przed siebie. Lew biegł coraz szybciej. Wydawało im się, że zaraz wpadnie na dziewczynę, która stała mu na drodze.

         Dziewczyna krzyknęła "Siema, mały!". Jej głos był tak zadziorny, tak mocny, a jednocześnie tak sympatyczny, że chłopcy rozpłynęli się. Cała czwórka, podobnie jak wszyscy zgromadzeni, obejrzeli się w stronę głosu.
I wtedy ją ujrzeli. Najpiękniejszą istotę, jaką człowiek może sobie wyobrazić.
Owa dziewczyna była wysoka, co podkreślało jej naprawdę smukłą sylwetkę. Jej niesamowicie złote i idealnie ułożone włosy lekko powiewały na zimowym wietrze. Grzywkę miała zaczesane na dwa boki. Uśmiechała się tak promiennie, tak, że cała czwórka Huncwotów nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego głosu. James wybałuszył oczy, Syriusz otworzył buzię, Peter upuścił swoje czekoladowe żaby (!), a Remus po prostu chłonął ją wzrokiem. Jej perłowe zęby i jasnoróżowe usta były najlepszym połączeniem. Oczy miała równie piękne- duże, z ciemnymi rzęsami, były koloru.... Płomieni lwa. Dosłownie. Miała niezbyt ostre rysy twarzy, ale jeśli nawet, to przy jej uśmiechu nie były widoczne. Ubrana była pozornie zwyczajnie, ale przyciągała wzrok. Miła na sobie obcisłe, czarne rurki ze złotymi zamkami. Były gdzieniegdzie specjalnie poszarpane. Do tego miała czarne trapery na lekkim obcasie. Na górze miała szarą bluzę bez zamka z napisem "CHEER UP!". Do tego czarny płaszcz wyszywany od spodu białym futerkiem i szara, długa czapka. Wyglądała olśniewająco.
Huncwoci nie byli w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Gapili się tępo na nią.

- Masz coś dla mnie?- spytała dziewczyna, tym samym głosem co przedtem.  Kucnęła przed lwem, a ten oparł swoje przednie łapy na niej. Chłopcom opadła szczęka (o ile to jeszcze możliwe w ich stanie). Dziewczynie nie zapaliły się ubrania, tak jak przedtem Łapie i Rogaczowi. Lew warknął przyjaźnie do niej, po czym złożył na jej zgiętych kolanach trzy listy. Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Wzięła listy w rękę, a lwa chwyciła za grzywę. Przyciągnęła bliżej jego łeb i pocałowała w nos. Wstała, podając listy dwóm innym dziewczynom.
- To dla Ciebie Lily, a to Twój list, Selma- dziewczyna powiedziała, wpatrując się w pozostały list. Szybko włożyła go do torby.
-Dzięki, Mary!- Lily również wpatrywała się w swój list, podobnie jak Selma. Mary chwilę popatrzyła na lwa, który grzecznie usiadł u jej stóp, a później spojrzała przed siebie. Ujrzała tam czwórkę nieznajomych, przystojnych i zdziwionych do granic możliwości chłopaków. Gdy tylko ich zobaczyła, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Każdy z Huncwotów myślał, że za chwile zemdleje. Dziewczyna szybko popatrzyła w lewo, po czym wybuchła śmiechem. Szczerym, ślicznym śmiechem. Pod Huncwotami ugięły się jeszcze bardziej kolana.
Zdziwione przyjaciółki popatrzyły się na nią, a następnie w tą samą stronę, co ona. Teraz śmiały się już wszystkie trzy.
Huncowci, chcąc nie chcą, podążyli za nimi wzrokiem. Słychać już było tylko:
- Evans, Soles i KELINE!- chłopcy omal nie dostali zawału, widząc go. Był to Erastus Parener, woźny Hogwartu.
Biegł ku dziewczynom, a one, dalej ze śmiechem na ustach, ruszyły do ucieczki.
-Spadamy- krzyknęła Mary, a po chwili przyjaciółek już nie było.

Huncwoci dalej wpatrywali się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stały Mary, Lily i Selma.
                                                               ✷✷

 Tym, którzy dali mi nadzieję.

1 komentarz:

  1. Tak jak myślałam nie zawiodłam się. Najpierw myślałam, że nie polubię Mary a jednak. Jest bardzo ciekawą osóbką i jej piękne oczy (choć ich nie widziałam to sobie wyobraziłam). Tylko mnie zastanawia o co chodzi z tym lwem, lecz dodał on efektu zaskoczenia.co przypadło mi do gustu. Każde opowiadanie powinno mieć taki efekt zaskoczenia bo inaczej jest denne. Tą notkę oceniam na 5/5
    Gorąco pozdrawiam Amelia

    OdpowiedzUsuń